Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dostałem dzisiaj trójkę, trójkę!
Wtedy matka wiedząc, że to było celująco, zaczynała prędko przyrządzać coś nowego koło kotła, zapewne jakiś specyał extra.
Lecz daleko było jeszcze do pierwszej godziny. Westchnęła i weszła do pokoju ze szczotką, bo było to jej zwyczajem »czesać« (tak mówiła) najprzód pokój, a potem siebie. Pies machnął leniwo ogonem i nie ruszał się z miejsca. Ścierała prochy, wglądając w każdą szparkę, ale wielkiej bronzowej lampy (stojącej tylko dla efektu na komodzie, bo nigdy nie zapalanej) nie dotykała dzisiaj, był to bowiem poniedziałek, więc bała się stłuc przypadkiem piękną umbrę, przedstawiającą kulę ziemską, tę kulę, na której i oni posiadali dawniej swoich 150 morgów. Ha! ale inaczej chciała mądrość boska a głupota mężowska!
Rzuciła okiem na gazetę pożyczoną od sąsiadów i jedno ogłoszenie zwróciło na siebie jej uwagę: jakiś pan chciał kupić psa legawego, dobrze wytresowanego.