Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

charakter i obyczaje, o czem zaświadczyć może całe Ujjeni.
Wypalił mi jeszcze długie kazanie i odprawił z niczem.
W powrotnej drodze rozważyłem, co mi czynić wypada, to też, przybywszy do domu, kazałem spakować kosztowności, dywany, złote i srebrne naczynia, włożyć na wozy i ukryć bezpiecznie wśród murów miejskich. Potem rozdzieliłem broń pomiędzy ludzi i nająłem na tę noc za sowitą zapłatą dziarskich zuchów z pośród szumowin miejskich. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić, bo obrońcy byli nader groźnym żywiołem, ale zaufałem pewnym przyjaciółkom moim, które mi zaręczyły za onych łotrzyków. Zresztą wiedziałem z doświadczenia, że słowo, oraz zadatek świętsze są dla nich, niźli dla tak zwanych uczciwych ludzi.
Zawiadomiłem także żony, że mają się przysposobić, gdyż zaraz po zachodzie słońca udadzą się wraz z dziećmi do domu ojca mego. Nie powiedziałem, jak to potrwa długo, gdyż umyśliłem zażyć nieco spokoju przez pozbycie się ich na czas jakiś, o ile oczywiście zdołam napad odeprzeć. Także nie podałem powodu owego rozkazu, bowiem powodów nie mówi się kobietom.
Właśnie przemawiałem do służby, zachęcając do wytrwałej obrony, gdy obie żony wpadły z takim wrzaskiem, że musiałem umilknąć.
Stanąwszy przede mną, zaczęły wołać obie razem:
— Nakoniec powiodło się tej szelmie odwrócić ode mnie twe serce, tak że chcesz wygnać swą małżonkę prawowitą i w haniebny sposób odesłać do domu rodziców wraz z dwiema niewinnemi córeczkami... wraz z niewinnym synkiem twoim.