Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ojciec potrząsnął głową.
— I tego nie znam! — powiedział.
— Zabawa ta bardzo jest obecnie rozpowszechniona. Towarzystwo dzieli się na dwa zastępy walczących, a za broń służą gałęzie krzewu kadamby z wielkiemi, złocistemi kwiatami. Pyłek kwietny oznacza miejsca ciosów, tak że sędzia konkursowy łatwo oznaczyć może, przy kim zostało zwycięstwo. Zabawa jest bardzo interesująca i posiada zalety estetyczne, ja jednak chcę zaproponować grę w zaślubiny.
— Oo... jest to stara i niezrównana wprost zabawa! — zauważył ojciec z dobrodusznym uśmiechem. — Rad jestem, iż ją wybrałeś, gdyż świadczy to o nastroju twego umysłu. Od żartu do kroku stanowczego droga czasem niedaleka.
Uśmiechnął się znowu dobrotliwie i radośnie, mnie zaś przeniknęło coś w rodzaju dreszczu strachu.
— Tak, mój synu — ciągnął dalej — sam mnie naprowadziłeś na to, z czem właśnie dziś do ciebie przyszedłem. Przez rozliczne swe wyprawy kupieckie, sprytem i szczęściem swem pomnożyłeś nasz majątek do tego stopnia, że powodzenie nasze finansowe słynnem się stało w Ujjeni. Z drugiej strony użyłeś dowoli młodości i wolności. Z pierwszego wynika, że jesteś w możności założyć własne ognisko domowe, z drugiego zaś, iż czas ci najwyższy wziąć się do tego, by nie dać wygasnąć rodowi naszemu. Chcąc drogi synu, sprawę ułatwić, wyszukałem ci sam żonę. Jest to najstarsza córka sąsiada naszego Sanjayi, bogatego wielce kupca, która dopiero co osiągnęła wiek odpowiedni do małżeństwa. Pochodzi tedy jak widzisz z rodziny szanownej, równej nam i bardzo zamożnej, a zarówno po matce jak i ojcu ma wielką liczbę krewniaków. Ciało jej jest bez skazy,