Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

puzderko, napełnione wonnemi pastylkami, służącemi do odświeżenia ust, odmówił również. Wziął jeno nieco betelu i to poważne jego zachowanie się napełniło mnie niejaką troską, oraz przekonaniem, że idzie o ważną sprawę.
— Widzę, synu mój, że sposobisz się do miłej, towarzyskiej wycieczki — zaczął, sadowiąc się na poduszkach — i nie przyganiam ci tego, bowiem powróciłeś dopiero z uciążliwej wyprawy handlowej. Gdzież to się wybierasz?
— Do ogrodu „Stu stawów lotosowych“, — mój ojcze, odrzekłem — gdzie w towarzystwie przyjaciół i przyjaciółek będziemy zabawiać się grami towarzyskiemu.
— Doskonale, synu mój! Wyśmienicie! Ogród „Stu stawów lotosowych“ to miejsce rozkoszne, chłodny cień drzew i powiew idący od wody zachęcają do spoczynku i czynią pobyt nader zdrowym. Należy się również uznanie rozumnym i wykwintnym grom, gdyż dają zajęcie ciału, nie nużąc ducha. Nie wiem, czy są jeszcze w użyciu gry, jakie uprawiano czasu mej młodości? Jak sądzisz, Kamanito, w co grać dzisiaj będziecie?
— To zależy, drogi ojcze, od pomysłu, na który się wszyscy zgodzą. O ile wiem, Nimi zaproponuje „pryskankę.“
— Nie znam jej! — zauważył ojciec.
— Tutaj jest nieznana, Nimi wyuczyła się jej na południu, gdzie niedawno weszła w modę. Napełnia się wodą rury bambusowe i opryskuje wzajemnie, ten zaś komu się największy tusz dostanie, przegrywa. To bardzo śmieszne. Kolliya obstawać będzie przy zapasach kadambowych.