Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla zwolenników Satagiry. Po kilku godzinach marszu, zatrzymaliśmy się jednak w pewnej wsi i tam, ku wielkiemu zadowoleniu mych ludzi kazałem rozłożyć obozowisko na noc. Sam dosiadłem świeżego konia i okryty ciemnym płaszczem jednego z służby zawróciłem o zachodzie słońca do Kosambi.
Noc była już zupełna, gdym dotarł do lasku sinsapowego. Wjeżdżając ostrożnie w gęstwę, poczułem rozkoszny zapach lotosów nocnych na stawie, poświęconym Krysznie, i niebawem ukazał się oczom moim, najeżony napoły rozpadłemi posążkami bogów dach świątyni, rysujący się ostro na tle wygwieżdżonego nieba. Zsiadłszy z konia, znalazłem się pośród przyjaciół moich, a Vasitthi rzuciła się z okrzykiem radości w moje ramiona. Całowaliśmy się, tulili do siebie, szeptali słowa zachwytu i zamieniali przysięgi miłosne, a z tego upojenia zbudziło mnie muśnięcie szuwaru po twarzy, wrzask przelatującej sowy, oraz chrapliwy głos pękniętego dzwonu bronzowego.
Medini pociągnęła za sznur zwisający u starego dzwonu modlitewnego i wypłoszyła przez to sowę z niszy. Medini uczyniła to nietyle w celu przywołania wróżychy, ile dlatego, iż stara ukazała się właśnie w progu świątyni zła niewymownie, bowiem nikt nie wzywał jej dotąd, ani kołataniem, ani dzwonieniem, jak to było w zwyczaju.
Medini powiedziała staruszce, że wielka sława świętości, jaką posiada, skłoniła ją i tego młodzieńca... tu wskazała na Somadattę... do zasięgnięcia jej rady w sprawach utajonych przed ludźmi, zaś wróżycha podniosła oczy w niebo i zapewniła, że bogowie nie odmówią pomocy, albowiem konstelacje znajdują się właśnie w bardzo korzystnem położeniu. Zaprosiła