Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/228

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    I rzekł:
    — Vasitthi, czy widzisz jak ja, że coś się dzieje ze stutysięcznym Bramą?
    Po stu tysiącach lat odparła Vasitthi:
    — Blask stutysięcznego Bramy zmniejszył się.
    — I mnie się tak wydaje! — przyznał Kamanita i po upływie takiegoż czasu — Może jest to jednak zjawisko przemijające. Ale to mi się już samo dziwnemi wydaje, że stutysięczny Brama może podlegać przemianom!
    Umilkł na jakichś kilka mil jonów lat, potem zaś dodał:
    — Nie wiem, czym nie doznał olśnienia, ale wydaje mi się, że stutysięczny Brama błyszczy teraz coraz silniej.
    Po pół miljonie lat rzekła Vasitthi:
    — Blask stutysięcznego Bramy nie zwiększa się, ale ciągle słabnie.
    Podobnie jak rozżarzone do białości żelazo staje się niebawem czerwonem po wyjęciu z pieca, tak samo nabrał blask stutysięcznego Bramy odcienia czerwonawego.
    — Dziwi mnie to bardzo i nie wiem, jak sobie sprawę wytłumaczyć! — powiedział Kamanita.
    — To znaczy — odparła Vasitthi — że blask stutysięcznego Bramy zaczyna gasnąć.
    — To niemożliwe! — zawołał — Zważże, Vasitthi, w cóżby się obrócił blask i świetność całego wszechświata?
    — O tem — odparła — on myślał, mówiąc:

    W krainy sięga blask życia, których nie znamy,
    Lecz wiedzcie, przeminie wszystko, nawet świat Bramy.

    Już po kilku tysiącach lat spytał trwożnie i popędliwie Kamanita: