Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

iż napadł przed dwu laty karawanę Kamanity, wracającą do Ujjeni i, wymordowawszy służbę, jego samego wziął do niewoli. Posłał po okup do rodziców pojmanego, ale gdy pieniądze nie doszły na czas, zabił go, wedle zwyczaju swej bandy.
Słysząc te straszne słowa, byłabym zemdlała, gdyby nie jedna myśl, dająca mi błysk nadziei.
— Satagira — krzyknęłam — to człowiek zły i podstępny! Nie cofa się przed żadnem oszustwem, a uparł się mieć mnie za żonę. Jeśli oglądał wówczas tak dokładnie łańcuszek, to mógł teraz kazać zrobić podobny, a choćby nie schwytał Angulimali, to mogło go pobicie rozbójników naprowadzić na myśl powiedzenia, że znalazł łańcuszek wśród nich i że zeznali, jako Kamanita został zabity.
— Niemożliwa to rzecz, córko moja, — powiedział ojciec — jestem jubilerem i znam się na różnych wyrobach. Spójrz na złote uszka, łączące poszczególne kryształy, a przekonasz się, że metal jest czerwonawy. My używamy do stopów srebra, nie miedzi, i metal nasz jest bledszy, poza tem zresztą wygląd surowszy i mniej artystyczny świadczy, że łańcuszek ten zrobiony został w górzystej części kraju.
Chciałam odpowiedzieć, że sam jako biegły jubiler mógł się dopuścić fałszerstwa, gdyż wszystkich posądzałam o spisek przeciw naszej miłości, ale poprzestałam na oświadczeniu, że łańcuszek ten nie jest dla mnie żadnym dowodem śmierci Kamanity.
Ojciec poszedł rozgniewany bardzo, ja zaś, zostawszy sama, oddałam się rozpaczy nieopisanej.