Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na czele którego ma ruszyć celem oczyszczenia okolicy i schwytania samego Angulimali. Przysiągł podobno, że tego dokona, albo padnie w walce.
Nie cierpiałam syna ministra, teraz jednak, kiedy ruszał na bój, życzyłam mu powodzenia i błogosławiłam jego orężowi.
W jakiś tydzień potem byłyśmy z Medini w ogrodzie, gdy z ulicy doleciały okrzyki. Medini pobiegła dowiedzieć się i wróciła z wieścią, że Satagira wraca w triumfie do miasta, pobiwszy i schwytawszy rozbójników, a wiedzie również Angulimalę, który dostał się żywy w jego ręce. Medini namawiała mnie, bym z nią i Somadattą wyszła na ulicę, ale nie chciałam się pokazywać Satagrze w tłumie wielbicieli jego zwycięstwa, tedy zostałam uradowana bardzo, że drogi są wolne i ukochany mój będzie mógł przybyć. Ludzie tak mało znają drogi własnego losu, że wielbią, jak ja to uczyniłam wówczas, dzień, w którym życie ich doznaje tragicznego przełomu.
Następnego dnia wszedł ojciec do mego pokoju i, podając mi łańcuszek kryształowy z amuletem z tygrysiego oka, spytał czy go poznaję.
Zdawało mi się, że padnę na ziemię, ale zebrawszy siły, odparłam że podobny jest do łańcuszka, jaki ty nosiłeś na szyi.
— Nie jest podobny, jak mówisz, — ozwał się ojciec z okrutnym spokojem — ale jest on w rzeczywistości łańcuszkiem Kamanity. Satagira znalazł go na szyi Angulimali i poznał zaraz. Opowiedział mi zajście w ogrodzie przy sporze o twą piłkę i oświadczył, że, zerwawszy amulet z piersi przeciwnika, miał go w ręku i przypatrzył mu się dobrze. Niema mowy o omyłce. Badany na torturach, Angulimala zeznał,