Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słonecznik ku słońcu. Nie mogła go poznać, gdyż bezpośrednio po przebudzeniu nikt nie pamiętał w raju poprzednich żywotów swoich, chociaż odczuwała w duszy na jego widok niejasne przeczucie. Doświadczył tego sam, rozmawiając z sąsiadem o Gandze niebiańskiej.
Pokazał jej lśniącą rzekę, wpływającą bez szmeru w toń jeziora i rzekł:
— Niebiański Ganges zasila w ten sposób wszystkie jeziora i stawy raju błogosławionych.
— Niebiański Ganges? — powtórzyła pytająco i przesunęła ręką po czole.
— Chodź, udamy się do drzewa koralowego! — powiedział.
— Idźmy lepiej do tego uroczego gaju, gdzie pośród krzewów pląsają powabne postacie! — zawołała, pokazując w innym kierunku.
— Potem tam polecimy. Musisz się orzeźwić przedewszystkiem zapachem drzewa koralowego.
Vasitthi usłuchała chętnie, jak dziecko, pocieszone obietnicą nieznanej zabawki rezygnuje z nęcącej je zabawy z towarzyszami, a w miarę zbliżania się ku drzewu rysy jej ożywiały się coraz to bardziej.
— Dokąd mnie wiedziesz? — spytała w chwili, gdy skręcali w roztokę skalną, — Nigdym jeszcze tak zaciekawioną nie była. Wydaje mi się, żem nieraz już pragnęła tu się znaleźć, ale twój uśmiech świadczy, iżem dopiero co uzyskała świadomość. Gdzieżeśmy to jednak zalecieli, stąd jak widzisz niema wyjścia.
— Droga tu jeszcze daleka! — odparł z uśmiechem. — Niebawem przekonasz się, moja Vasitthi, że przeczucie nie myliło cię wcale.