Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak było, jakoś rzekł, bracie! — odparł mąż boży. — Gdy się ściemniło, zaszedłem tutaj zmęczony wprawdzie bardzo, ale nie odczuwając złych skutków dla zdrowia i spędziłem w tym przedsionku noc niezbyt źle w towarzystwie pewnego pielgrzyma.
— Pielgrzym ów — ozwał się Sariputta — został zraniony śmiertelnie przez krowę w ulicach Rajagahy i umarł...
— A nie wiedząc z kim spędził noc — dodał Ananda — pragnął gorąco, by go zaniesiono do stóp twych, mistrzu.
— Zaraz potem, coprawda — zauważył Sariputta — chciał, by go zaniesiono do Gangesu...
— Mylisz się, bracie!— poprawił Ananda — Mówił o niebiańskiej Gandze i z zachwytem w oczach wspomniał przysięgę, oraz imię żeńskie... zdaje mi się, że powiedział: Vasitthi, potem zaś zmarł.
— Skonał z imieniem kobiety na ustach, — zauważył pogardliwie Sariputta — tedy pewnie wcielił się gdzieś ponownie...
Na to ozwał się mistrz:
— Nierozsądnym był, o uczniowie moi, pielgrzym Kamanita, podobny był małemu dziecięciu. Pielgrzymowi onemu, który wędrował pod hasłem imienia mego i pragnął przyjąć naukę moją, wyłożyłem sam wszystko wiernie i szczegółowo. Lecz on zgorszył się ową nauką i nie chciał uwierzyć. Pragnienia jego serca skierowane były ku szczęśliwości wiekuistej i rozkoszom błogosławionych. To też wiedzcie, że pielgrzym Kamanita wcielił się w byt ponowny w Sukhavati, raju zachodnim, by tam zażywać przez tysiące tysięcy lat szczęśliwości, której pożądał tak gorąco.