Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXII.
W RAJU ZACHODNIM.

W chwili, kiedy mistrz wymówił powyższe słowa, spoczywając wraz z uczniami w przedsionku domu garncarza w Rajagaha, ocknął się pielgrzym Kamanita w raju zachodnim, zwanym Sukhavati.
Spostrzegł, że siedzi z podwiniętemi nogami, ubrany w purpurowy płaszcz, połyskujący niby płatek korony kwiatu, pośrodku lotosu tejże samej barwy, pływającego po wielkiem jeziorze. W okół niego widniały na znacznej przestrzeni rozsiane podobne lotosy, purpurowe, pomarańczowe, błękitne i białe, jedne w postaci pąków, drugie nabrzmiałe, gotowe rozewrzeć się łada chwila, a wreszcie inne, nader liczne, rozkwitłe już w pełni, jak kwiat, na którym siedział. Na każdym zaś niemal z nich jaśniała postać ludzka w szatach, wyrastających jakoby z listowia korony.
Spuściste pobrzeża jeziora, okryte najzieleńszem, jakie widział, poszyciem, grały barwami kwiatów, podobnych do wcielonych tu zaziemsko drogich kamieni. Miały blask przeźroczy klejnotów, ale zbyły twardego pancerza kryształu, noszonego w życiu nizinnem i wzięły na się miękką, żywą, gibką strukturę płatków rośliny.