Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zjadł ostatnio?“ pyta lekarz. „Racuszki!“ mówi pacjent. „A, jesteśmy w domu!“ powiada lekarz. „Zaraz przyszlę panu pudełko pigułek, i żeby mi się pan nie ważył jadać ich więcej!“ „Czego nie jadać?“ pyta pacjent. „Pigułek?“ „Nie, racuszków!“ „Dlaczego?“ pyta pacjent i aż siada na łóżku. „Codziennie, z zasady, od piętnastu lat zjadam wieczorem po cztery racuszki!“ „No, to radzę panu zmienić zasady!“ powiada lekarz. „Racuszki są bardzo zdrowe“, powiada pacjent. „Racuszki nie są zdrowe!“ powiada lekarz z wściekłością. „Ale bardzo tanie“, powiada pacjent. „I bardzo sytne, jeżeli weźmie się pod uwagę ich cenę!“ „Ale panu wypadną drogo!“ powiada lekarz. „Bardzo drogo, jeżeli będzie je pan jadał! Cztery racuszki co wieczór i będzie z panem koniec za pół roku!“ Pacjent patrzy mu prosto w twarz i powiada: „Jest pan tego pewien?“ „Stawiam na kartę moją zawodową reputację!“ woła lekarz. „Ile racuszków na jednem posiedzeniu zabiłoby mię?“ „Nie wiem!“ powiada lekarz... „Myśli pan, że racuszków za pół korony wystarczy?“ „Chyba!“ odpowiada lekarz. „A za trzy szylingi napewno?“ „Naturalnie!“ odpowiada lekarz. „Dobranoc!“ Następnego dnia chory wstaje, każe zapalić na kominku, sprowadza sobie racuszków za trzy szylingi, zjada je wszystkie i idzie na piwo do Abrahama!“
„I pocóż to zrobił?“ zawołał pan Pickwick bardzo poruszony tragicznem zakończeniem tego opowiadania.
„Poco to zrobił, proszę pana?“ odrzekł Sam. „Ależ dla poparcia swojej zasady, że racuszki są zdrowe, i żeby pokazać, że nikomu nie pozwoli dmuchać sobie w kaszę!“
Takiemi to anegdotkami i opowiadaniami odpowiadał Sam na troskę swego pana, kłopocącego się, gdzie Sam przepędzi noc? Wreszcie, widząc, że wszystkie jego uwagi są bezskuteczne, pan Pickwick przystał na to, by Sam ulokował się u pewnego łysego łatacza butów w małym pokoiku na trzeciem piętrze.
Do tego skromnego apartamentu Sam zaniósł materac, kołdrę i poduszkę, wynajęte u pana Rokera, a gdy się wyciągnął na tem improwizowanem łóżku, tak mu było dobrze, jakby był wychowany w więzieniu i jakby cała jego rodzina wegetowała tam od trzech generacyj.
„Czy zawsze palicie fajkę, gdy się kładziecie spać, stary kogucie?“ zapytał Sam swego gospodarza, gdy obaj ułożyli się na swych łóżkach do snu.
„Zawsze, młody kochinchińczyku“, odrzekł szewc.
„Czy można zapytać was, dlaczego ścielicie sobie pod tym stołem sosnowym?“