Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Bo nim się tu dostałem, byłem przyzwyczajony sypiać pod baldachimem, a stół oddaje mi taką samą usługę“, odparł szewc.
Podczas tej rozmowy, Sam leżał wyciągnięty na swoim materacu w jednym kącie pokoju, a szewc, na swoim, w drugim. Pokoik był oświetlony jedną świeczką i fajką szewca, błyszczącą pod stołem, jak rozżarzony węgiel. Rozmowa powyższa, chociaż tak krótka, usposobiła Sama przychylnie dla gospodarza. Wskutek tego Sam wsparł się na łokciach i począł mu się przypatrywać uważniej.
Był to człowiek blady — wszyscy zresztą szewcy są bladzi — miał brodę rozczochraną — wszyscy łatacze butów mają takie brody — ale twarz jego, chociaż pomarszczona i wykrzywiona, znamionowała dobry humor, a oczy musiały niegdyś mieć bardzo wesoły wyraz, gdyż i teraz jeszcze iskrzyły się. Szewc miał ze sześćdziesiąt lat życia i Bóg wie ile lat więzienia; dziwnem więc było, gdy się widziało w jego rysach dotąd jeszcze pewne ślady wesołości. Wzrostu był niewielkiego; w ustach trzymał dużą fajkę a paląc ją, spoglądał na gorejącą świecę z zadowoleniem prawdziwie godnem zazdrości.
„Czy dawno już tu jesteście?“ zapytał Sam po kilku minutach milczenia, które od pewnego czasu zaczęło mu ciężyć.
„Dwanaście lat“, odrzekł szewc, żując zębami ustnik fajki.
„Zapewne dlatego, żeście zlekceważyli rozporządzenie sądu?“ zapytał Sam.
Szewc skinął głową.
„Dobrze“, odparł Sam poważnie; „dlaczego trwacie przy tem tak uparcie i pozwalacie, że to drogie życie mija wam w tym lombardzie na ludzi? Dlaczego nie ustąpicie i nie oświadczycie kanclerstwu, że żałujecie, iż zlekceważyliście sąd; chyba nie chcecie tego zrobić jeszcze raz?“
Szewc z uśmiechem przesunął fajkę w kąt ust, potem sprowadził ją na dawne miejsce i nic nie powiedział.
„Dlaczego nie zrobicie tego?“ pytał Sam natarczywie.
„Ach“, rzekł szewc, „nie rozumiesz tego. No, jak myślisz, co mię zniszczyło?“
„Ba!...“ rzekł Sam, poprawiając światło. „Sądzę, żeście narobili długów, prawda?“
„Nigdy nie byłem dłużny ani szeląga“, odparł tamten, „zgaduj dalej“.
„No to możeście kupowali domy, co, mówiąc delikatnie, dowodzi pomieszania zmysłów; a możeście budowali nowe domy, co w języku medycyny, oznacza nieuleczalną chorobę?“