Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
16
KAROL BRZOZOWSKI.

Pieśnią kołysan i wonią owiany
U skał przy grzmiącéj kaskadzie usiadłem;
Spadając nakształt brylantowéj ściany,
Ruchomém woda migała zwierciadłem.

Z słońcem igrając niby zalotnica
Żałobą smutku posępi swe lica,
Chwilę żałośna — nagle się zaśmieje,
Błyśnie perłami i tęczę przywdzieje.

Cudów przyrody olbrzymia wspaniałość,
Wonie i blaski, czarodziejska śpiewność
W duszę rozkoszną przelewały rzewność,
Aż drżące serce owładnęła żałość.

Ach! bo téż przy mnie nie było nikogo,
By doń zawołać: jak tutaj jest błogo!
O! bo uczułem, że trzeba podzielić
Wesele, żeby można się weselić!

Nagle w oddali nad szumiącą wodą
Starca z wspaniałą śnieżną widzę brodą:
Ojcze, kto jesteś? — krzyknąłem zdumiony;
A postać znikła, jak ognik zgaszony.

I na murawę ja twarzą upadłem.
Ziemio! wołałem, ty jesteś zwierciadłem,
Co nieba sady w odbiciu tu zdradza;
W nich się ten Starzec OGRODNIK przechadza!
1856.



Sen w Bałkanach.

Obrazek poświęcony Janowi Matejce.



W lesie na łące, u podnóża skały
Z płótna rozbito domeczek mój biały;
Dzienny trud w górach ciało moje znużył,
Ległem i szybko sen oczy mi zmrużył,
Lecz duch nie zasnął i we śnie mnie wodził
Po dzikich jarach, gdziem we śnie przechodził.

∗                ∗