Kuka zezula, stukają dzięcioły
I złota wilga na fletni wygrywa,
Gwarzą koniki, pobrzękują pszczoły,
Z lekkim wietrzykiem wiosenna woń spływa.
Szedłem tym lasem, przez trawy płynąłem,
Idąc za skrętem przezroczystéj strugi;
Nad nią dumały ze śniegowém czołem
Lilie i modre niezabudek smugi.
Gęstwa się lasu rozwidnia przed okiem;
Żywym się jasność słoneczna potokiem
Rozlała nagle — i ogród wspaniały
Z rajską pięknością otworzył się cały.
Jaka murawa! i jakie tu drzewa!
Jaka tu spadła kolorów ulewa
Na dywan darni, i jakie tu drgają
Promienie światła, jakie pieśni grają!
Zdumioném okiem gdy cuda te mierzę,
Gdy woń czarowną chciwie w piersi chwytam,
Że to na jawie sen — sam sobie nie wierzę;
Jeśli to nie sen — cóż w raju przeczytam!
Jak oko sięgnie, murawy dywany,
Żywa zieloność młodzieńczo połyska,
Tu błyszczą czołem złote tulipany,
Gwoździk z zieleni rubinem wytryska;
Dzwonki, konwalie — a tu niebo szczodre
Pomalowało darń w fijołki modre;
Tam dzięcieliny, tu piwonii głowy
W wielki się zastęp złączyły pąsowy.
Na tym szerokim tęczowym dywanie
Drzewa i krzewy rzucone nieładem.
Tu gaj jaśminów przy pysznym kasztanie,
Tu dąb samotny, tam buk z winogradem.
A jaka odzież drzew pyszna, bogata,
W śniegi kalina ubrana dziewica,
A bzów odziewek jako niebios lica,
W rumieniec róży malowana szata!
Strona:Karol Brzozowski – Poezye 1899.djvu/20
Ta strona została skorygowana.
14
KAROL BRZOZOWSKI.