Strona:Karol Baliński - Niewierny Tomasz.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod lasem, a ja zostanę w domu i za ciebie twoją robotę będę orabiał.
— Za mnie, w domu? — powie Kunda, — albo ty dałbyś sobie radę?
— Głupstwo! — burknie Tomasz — zaraz ci powiem, jak będzie. Ot tak, krótko: ugotuję obiad, zjem, tobie zostawię, posprzątam, izbę zamiotę i będę sobie leżał z Maciusiem pod stodołą na trawie, zanim ty po zoraniu na południe wrócisz.
Przystała Kunda na takie postanowienie męża. Nazajutrz raniutenko o wschodzie słońca, odmówiwszy pacierz, wzięła dzbanek mleka oraz kawał razowego chleba na śniadanie i z pługiem zaprzężonym wołami udała się pod las orać swą ziemię. Tomasz śmiejąc się z baby, został w domu i stosownie do danej obietnicy zaczął się krzątać. Najprzód przyniósł wody, zamiótł izbę i wystawił prosiętom w szaflu jedzenie, jeszcze poprzedniego dnia wieczorem przez Kundę przygotowane. Ale zamiatając, robił okrutny hałas; stukał przytem drzwiami, o które wciąż się zaczepiał, to wyrzucając śmiecie, to wychodząc z szaflem. Prosięta znowu zajadając na podwórzu, gryzły się i kwiczały przeraźliwie.
To też wkrótce obudził się synek, Maciuś, leżący w kolebce. Tomasz zaczął koły-