Strona:Karol Baliński - Niewierny Tomasz.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sać i śpiewał mu: lu — lu — lu — lu, spij mój synulu. Ale, że dziecko było głodne, zaczęło coraz głośniej krzyczeć.
Tomasz domyślił się wreszcie, że je trzeba nakarmić. Poszedł więc do obory, wydoił krowę, która przy tem kopnęła go kilka razy, wlał część mleka do małego garnuszka, a resztę udoju wyniósł do lamusa. Czerstwą kukiełkę, którą znalazł w szafie, do garnuszka wdrobił i przyrządził dla dziecka papkę jak mu się zdawało, należytą. Wziąwszy więc Maciusia na kolana, zaczął karmić.
Maciuś zrazu chętnie ową papkę zjadał, lecz że bułka była czerstwa, wszystko mleko w nią wsiąkło; dziecko się zatknęło i dostało czkawki. Tomasz sam w końcu zauważył że papka jest za gęsta i że wypadałoby dolać mleka. Lecz cóż, kiedy mleko było już w lamusie i trzeba było daleko chodzić. Tomasz, chcąc prędzej z tem karmieniem dziecka się załatwić, dodał do papki wody z konewki blisko stojącej.
Rozrzedzony pokarm łatwiej Maciuś przełykał. Więc znowu przyszła Tomaszowi myśl, że gdyby dziecko odrazu nakarmić, to by spało, i nie przeszkadzałoby mu w robocie. A koniecznie chciał na swojem postawić, i wszystko na czas mieć w domu zrobione. Wpakował tedy całą miseczkę mleka w