Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Bóg nie widział, niebo nie widziało,
Złociste słonko patrzeć się nie chciało,
I bór odwrócił odeń swe konary.
Nie było nad nim sądu, ani kary,
Nikt mu nie zagrał na serdecznej lutni.
O świecie dziki, o ludzie okrutni!
Tylko jęk własny odezwał się echem,
Jękowi widma zawtórzyły śmiechem.
Nikt nie zapłakał, tylko brzoza biała
Ten ból odczuła i ta zapłakała.
A jemu czasem coś się śni z przeszłości,
Roztworzy oczy i członki wyprości,
I na policzki wyciśnie dwie duże
Łzy, jak dwie gwiazdy, jak dwa słońca w chmurze;
Lecz wnet się rzuca nań czarownic mrowie
I senne widma kładą mu na głowie.
On jęknie głucho, do snu się układa.
Sen nas otacza, bracia, sennym biada.
A któż, zapytasz, jest rycerzem onym?,
Co kiedyś sławnym był, dziś jest uśpionym?
Ty, ludu, jesteś oną senną marą,
Ty jesteś zbrodni przedwieczną ofiarą.
Ty chcesz już powstać, ty wiesz ludu o tem,
Lecz ciebie do snu chcą złożyć z powrotem.
Bracia, czyż niedość już leżeć w tym grobie?
Dość tych snów złudnych, rzeknijmy dziś sobie.
Dziś, gdy obchodzim Narodzenie Boże,
Przyrzeczmy rzucić snów wiekowych łoże,
Pragnijmy życia, sił nadziemskich ducha,
Niech z piersi naszych wielki ogień bucha.
Śpieszmy uśpionym braciom grób otworzyć,