Strona:Kajetan Sawczuk - Pieśni.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bo wy pragniecie wciąż ustronnej ciszy
Wraz pomieszanej z rannym hymnem ptaszym.
Czemu uśmiechy majowych poranków
W was nie odbiją swoich jasnych twarzy?
Ani blask źrenic, co się ogniem żarzy,
Ni ciche szepty w ustroniu kochanków,
Ni słodki urok wszech-miłosnych wianków.
Ani w was szumu zbóż rozkołysanych,
Co bujnem echem niosą się w przestworze,
Ni łąk wieczorną rosą przyodzianych,
Co jak olbrzymie, brylantowe morze
Mienią się tęczą barw świata, nieznanych
Ni słodkiej, cichej snów dziewiczych pieśni,
Co wylewa ją tajne serca głębie,
Lecz zawodzicie wciąż, coraz boleśniej
Jak zabłąkane na skalistym zrębie...
Takie wy smutne, jak ta nasza dola...
Śpiewać musicie jękiem polskiej duszy,
Który się ciągnie hen, przez wszystkie pola
I który każdą żywszą radość głuszy.
...............
Jakżeż tu śpiewać nad światem w zachwycie
Kiedy nas przemoc żre — własna i cudza,
Gdy w krwi skąpanym, ciężkim, czarnym bycie
Wróg każdą chwilę pęta i utrudza,
Śledząc bieg myśli, licząc serca bicie...
Bo gdyby wszystkie Polski mojej bóle
Zebrać i złożyć na ofiarnym stosie
I wszystkie skargi i wszystkie niedole
W jednym ogromnym, strasznym spoić głosie,
Świat, by ze zgrozy zamarł w swojem kole...