Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Roquamor.
(uradowany) Zatem tyś była na dworcu? o! kochana żono! (do Frontignaca) Wybacz przyjacielu... Marcandier mię namówił — podsuwając myśli...
Frontignac.
Nie gniewam się wcale.
Carbonnel.
Ależ oni — gdzież są oni! —
Antonia.
(otwierając drzwi z lewej) Oto są.
Scena 13.
Ciż samiMaryaSebastjan.
(Marya bardzo czerwona — oparta na ramieniu Sebastjana — wchodząc stoją zawstydzeni)
(krótka pauza)