Strona:Juljusz Verne - Dwaj Frontignacy.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


ła — spytał o powód tego zmieszania, bąknęłam kilka niewyraźnych słów... ah! Stanisławie, jeszcze jedna taka próba — a wyznam mu wszystko!
Frontignac.
Hm!
Ewelina.
Jeden jest tylko sposób aby zakończyć te tortury. — Uciekajmy! — Idźmy szukać pod innem niebem szczęścia, które nam tutaj nie jest dozwolone.
Frontignac.
Co — uciekać? — ale... nie... cóż znowu!
Ewelina.

.

Wahasz się?
Frontignac.
Czy się waham? — Uchowaj Boże!
Ewelina.
A więc?