Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śnie miss Campbell pierwsza zwróciła uwagę na tonącą szalupę i pierwsza prosiła kapitana żeby jej iść na pomoc. Ją samą pozbawiło to tego wieczora możności zobaczenia „Zielonego promienia“. Takiej sposobności może na długo nie być, — co było nader prawdopodobnem. W ciągu trzech dni, przez czas jak rodzina Melwillów bawiła w Obanie, stan nieba był taki, że mógł do rozpaczy doprowadzić wszystkich astronomów Edymburgu i Greenwicz: było ono zupełnie pokryte gęstą mgłą, nieprzeniknioną dla najlepszych nawet teleskopów i reflektorów.
Bracia Melwill robili co mogli ażeby pocieszyć swoją siostrzenicę i mówili jej, aby była cierpliwą. To jeszcze bardziej rozdrażniało dziewczynę, która swój zły humor za niepowodzenie wywierała na otaczające ją osoby. Te znów ze swojej strony zmartwione do głębi, brały do ręki przywieziony ze sobą barometr i z żalem przekonywali się, że stoi ciągle na jednem miejscu: wujaszkowie chętnie ofiarowaliby swoją tabakierę za jedną godzinę pogodnego bezchmurnego zachodu Co się tycze Arystobulusa Ursiklosa, to dopuścił się on niezręczności, mówiąc do znajomych, że mgła na horyzoncie jest zjawiskiem naturalnem. Na dowód swego twierdzenia wyjął z kieszeni książeczkę z której przeczytał dłuższy rozdział o mgłach, chmurach i ruchu atmosfery na zachodzie przy obniżeniu się temperatury, o parze z której tworzą się obłoki, dzielące się na kłębiste, dżdżowe, pierzyste i barankowe. Bracia Melwilowie słuchając tego odczytu nie wiedzieli jak się zachowywać, co zaś do miss Campbell, to z początku