Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spostrzegłszy jej długą nieobecność z niepokojem poszukiwali jej i znajdowali siedzącą na wystającej w morze skale, zapatrzoną w dal. O czem myślała młoda dziewczyna wodząc oczami za uciekającemi chmurkami lub za lotem mewy, co znudziwszy się siedzeniem, poleciała nad wodę i w przelocie całuje grzbiety fal?
Przed wyobraźnią Heleny przez czas cały odgrywała się scena z nad wirów Corryvrekan. Ona znowu widziała przed sobą ginącą szalupę i przeżywała znowu strach i wzruszenie których wtedy doświadczała, kiedy śmiałkowie siedzący w szalupie ginęli z oczu za strasznymi bałwanami oceanu. Przypominała jej się scena ocalenia rozbitków: to jak rzuconą została lina i jak na pokładzie ukazał się wykwintny młody człowiek, który, uśmiechając się uprzejmie witał wszystkich ukłonami. W romansowej główce miss Campbell z tego zdarzenia wytworzył się początek całego romansu; lecz widocznie powieść miała się skończyć na pierwszym rozdziale. Zaczęta książka zamkniętą została rękami miss Campbell i nikt nie mógł zgadnąć na której stronicy sądzonem jej było otworzyć się na nowo. Czy miss Campbell nie szukała tego bohatera wśród nudzącego się tłumu, przepędzającego czas na morskiem wybrzeżu Obanu? Być może, że go szukała, lecz czy go znalazła? Nie, nie spotkała go. A gdyby się nawet spotkali, to onby jej nie poznał, gdyż zapewne nie zauważył jej na pokładzie parowca „Glengarry“ gdy się skromnie usunęła na bok. Zresztą pod jakim pozorem mógłby się do niej zbliżyć. Wszak nie mógł odgadnąć, komu głównie zawdzięcza swoje ocalenie. Tymczasem wła-