Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mówię już o jego uprzejmości, jego przyjemnej powierzchowności a nawet i tych aluminiowych okularach które mu są tak do twarzy — jak sądzę...
My z naszej strony, zupełnie jesteśmy przekonani, że gdyby okulary tego bohatera były złote, niklowe a nawet stalowe bracia Melwilowie nie uważaliby tego za wadę. Bo rzeczywiście ten optyczny przyrząd jak najlepiej nadaje się do twarzy młodych uczonych, gdyż wyraźniej uwydatnia powagę rysów któremi odznaczają się ich twarze.
Lecz czy ten uczony, zaszczycony stopniem naukowym aż w dwóch uniwersytetach przypadał rzeczywiście do gustu miss Campbell. Jeżeli miss Campbell była podobną do Dyany Vernon, toż wiadomo że ta heroina w ostatnim rozdziale romansu nie wyszła za mąż za swego uczonego kuzyna Raleyga. Zresztą, cóż to znaczy? Takie okoliczności nie mogły zaniepokoić braci Melwilów, którzy, jako dwaj starzy kawalerowie nie mogli mieć doświadczenia w sprawach sercowych.
— Młodzi ludzie widzieli się już nieraz, mówił dalej brat Sam — i nasz uczony przyjaciel, widocznie, nie pozostał obojętnym wobec piękności Heleny.
— Jeszczeby też — bracie Samie. Gdyby ubóstwiany Ossyan miał opiewać jej piękność i cnotę, napewno nazwałby ją Moiną, t. j. „wszechmiłą“.
— Tak, gdyby jej tylko nie przezwał Fioną, co jak wiesz po galijsku znaczy: „piękność niezrównana“.
— Czyż nie naszą Helenkę odtworzyła jego wyobraźnia, gdy napisał: „Ona porzuca schronienie w któ-