Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i któremu — koniecznie trzeba dać podpórkę, bracie Samie? A najlepszą podpórką — będzie niezawodnie, mąż, bracie Sebie. Róża i podpora puszczą korzenie w tymsamym gruncie.
Nadzwyczaj zadowoleni z tego porównania, wyczytanego w książce „Piękny Ogrodnik“ bracia uśmiechnęli się do siebie wesoło, a brat Seb zadowolony wyjął tabakierkę z kieszeni a otworzywszy ją zanurzył w niej delikatnie dwa palce; poczem oddał ją bratu, który z kolei wziąwszy szczyptę tabaki schował tabakierkę do swojej kieszeni
— A więc, bracie Samie, zgadzamy się?
— Tak jak zawsze, bracie Sebie.
— Nawet pod względem wyboru opiekuna dla naszej córki.
— Nieinaczej. Któż może być bardziej sympatycznym, bardziej stosownym mężem dla naszej Helenki, a głównie bardziej odpowiednim dla jej gustu jeżeli nie ten młody uczony, zaszczycony stopniem kandydata aż w dwóch uniwersytetach: Oxfordskim i Edynburskim? — ten fizyk równy Tyndalowi?
— Ten chemik podobny do Faradaya, ten człowiek który przeniknął tajemnicę pochodzenia wszelkiego istnienia na tym marnym świecie...
— I który, bracie Sebie, bez długiego namysłu odpowiada na każde zadane mu zapytanie.
— Tak, kto mógłby być stosowniejszym mężem od tego potomka starożytnej rodziny i właściciela znacznego majątku?