Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakiż to musi być potwór, który wyrzuca takie fale wody przy oddychaniu!
O ósmej godzinie wieczorem znajdowaliśmy się od niego zaledwie o dwie mile.
Czy było to przywidzenie wskutek strachu? Wydał mi się długim nieskończenie.
Jest zupełnie nieruchomy i jakby uśpiony.
Ale cóż to za olbrzym! Tysiące wielorybów możnaby nim nasycić!
Strach mną owłada. Boję się zbliżyć do potwora, a jednocześnie chcę wiedzieć czemprędzej, kto to taki.
Wtem przewodnik nasz powstaje i w skazując palcem na masę, mówi:
— Wyspa!
— Wyspa! — krzyczy stryj.
— Wyspa! — powtarzam, wzruszając ramionami,
— Napewno! — powtarza profesor, wybuchając śmiechem.
— A ta kolumna wody?
— Gejzer, — mówi Jan.
— Ależ tak, gejzer! — przyświadcza profesor, — taki sam, jak w Islandji.
Ależ to śmieszne być tak zawiedzionym, żeby przyjąć wysepkę za zwierzę przedpotopowe, zachowane w morzu.
Im bardziej zbliżamy się do wyspy, tem większe strugi wody wytryskują z jej środka.