Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się z tylu trudnościami, tyle sił postradał, a w końcu zmuszony będzie powracać, nic nie zdziaławszy.
Dnia 27-go znowu było ponuro i ciemno. Dopiero w niedzielę, 28-go czerwca słońce rzuciło swoje promienie w środek krateru.
Każdy pagórek, każda skała, każdy kamień, dotknięte zostało promieniami słońca.
W południe dotknęły promienie przez chwilę komina środkowego.
— Tędy! — zawołał profesor — to tutaj! Tędy mamy dojść do środka ziemi! Naprzód!
Była wtedy godzina pierwsza i minut trzynaście.



ROZDZIAŁ 17.

Spuszczenie się w głąb wulkanu.


Rozpoczęła się prawdziwa podróż podziemna. Do tej pory zmęczenie brało górę nad przeciwnościami, obecnie trudności piętrzyły się na każdym kroku.
Nie zdołałem dotąd rozważyć niebezpieczeństw, jakie mogły stanąć nam na drodze.
Chwila jednak ostateczna nadeszła. Mogłem wszak albo iść razem, albo cofnąć się