Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stara Marta wysunęła się z kuchni i otwierając drzwi do gabinetu, zapytała:
— Czy pan będzie jadł dzisiaj kolację?
Marta odeszła, mnie zaś w tej głębokiej ciszy ogarnął sen i, pochyliwszy się na poręcz kanapy, usnąłem.
Gdy rankiem zbudziłem się z tej dość niewygodnej pozycji, spostrzegłem profesora wciąż kreślącego na papierze.
Oczy zaczerwienione od bezsenności, twarz blada, świadczyły o gwałtownej walce wewnętrznej, jaką toczył przez całą noc w związku z zagadnieniem.
Ogarnęła mię litość na jego widok. Biedny człowiek tak był przejęty swą ideą, że zapomniał się nawet gniewać.
Wszystkie jego siły koncentrowały się w jednym punkcie i na wypadek niezrozumienia przezeń tajemnicy, zdrowie jego nasuwałoby poważne obawy.
Ale wiedziałem również, że nie powinienem mu mówić o mem odkryciu. Zabiłoby to profesora.
On sam musi wynaleźć sposób wyczytania pisma. Słynny geolog dotrze do sedna i sobie będzie zawdzięczał odkrycie.
A tymczasem rzeczy się tak miały:
Kiedy poczciwa Marta chciała wyjść z domu po zakupy, znalazła drzwi na klucz za-