Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Domyślam się, co cię niepokoi, milordzie; musisz uwierzyć słowom moim, słowom złoczyńcy! Tak, to prawda! Lecz cóż robić? Okoliczności tak się złożyły, a wam wolno je przyjąć lub odrzucić.
— Zdaję się na ciebie, Ayrtonie — rzekł Glenarvan.
— I słusznie, milordzie. Zresztą jeżeli cię oszukam, będziesz miał zawsze sposobność zemszczenia się.
— Ciekawym jak?
— Zabierając mnie z wyspy, z której przecież nie będę mógł umknąć.
Ayrton miał zawsze odpowiedź gotową; sam przeciw sobie stawiał zarzuty i odpierał je zwycięsko. Widać było, że pragnął, aby traktowano z ufnością jego słowo. Z jego też strony było tu najzupełniejsze zaufanie, a znalazł jeszcze środek posunięcia dalej swojej bezinteresowności.
— Panowie — odezwał się — chciałbym, abyście byli przekonani o tem, że postępuję z wami otwarcie; nie myślę wcale was oszukiwać i dam wam nowy dowód mej szczerości w tej sprawie. Postępuję szczerze, bo sam liczę wiele na waszą prawość.
— Mów więc, Ayrtonie — rzekł Glenarvan.
— Tak, milordzie. Szczegóły, które mogę wam podać, odnoszą się do mnie, tyczą się mojej osobistości i nie na wiele wam się zdadzą do trafienia na ślad, którego szukacie.
Na twarzach Glenarvana i majora widać było żywe niezadowolenie. Zdawało im się, że Ayrton posiadał ważną tajemnicę, a tymczasem wyznaje, że to, co powie, na nic się im nie przyda. — Na twarzy Paganela nie było widać, co myśli.
Wszelako to oddawanie się im Ayrtona bez żadnej rękojmi usposobiło przychylnie dla niego słuchaczów, szczególniej też, gdy dodał:
— Uprzedziłem was, milordzie, że sprawa korzystniejsza będzie dla mnie, niż dla was!
— W każdym razie — rzekł Glenarvan — przyjmuję twoją propozycję, Ayrtonie. Daję ci moje słowo, że zawieziemy cię na jedną z wysp oceanu Spokojnego.
— Dziękuję ci, milordzie — odparł kwatermistrz.
Czy obietnica lorda ucieszyła tego szczególnego człowieka, trudno było zgadnąć; bo na jego obojętnej twarzy nie odbiło się żadne wrażenie. Zdawało się, jakby cała ta sprawa tyczyła się kogo innego.
— Więc jestem gotów odpowiadać na zapytania — rzekł Ayrton.
— Nie będziemy ci zadawać pytań — rzekł Glenarvan - mów sam, co wiesz, zaczynając od tego, kim jesteś.
— Panowie — rzekł Ayrton — jestem rzeczywiście Tomaszem Ayrtonem, kwatermistrzem okrętu Britannia. Opuściłem Glasgow na okręcie Henryka Granta d. 12-go marca 1861 roku. Przez czternaście miesięcy przebiegaliśmy razem wody oceanu Spokojnego, by znaleść