korzystną miejscowość dla założenia szkockiej osady. Henryk Grant był człowiekiem zdolnym do wielkich przedsięwzięć, ale często żywe pomiędzy nami toczyły się spory. Jego charakter nie zgadzał się z moim. Ja nie umiałem mu ulegać, a Henryk Grant, gdy raz co postanowił, nie można było mu się opierać; człowiek to żelaznej woli dla siebie i dla innych. Mimo to odważyłem się na bunt, usiłowałem przeciągnąć na moją stronę załogę i zawładnąć okrętem. Mniejsza o to, czy miałem słuszność, czy też nie; dosyć, że Grant nie mógł mnie dłużej znieść i wysadził mnie na zachodnim brzegu Australji.
— Australji? — rzekł major, przerywając opowiadanie Ayrtona. — A zatem opuściłeś okręt przed wypoczynkiem w Callao, skąd były ostatnie o nim wiadomości?
— Nieinaczej — odpowiedział Ayrton — bo Britannia nie zatrzymywała się wcale w Callao, gdy ja znajdowałem się na jej pokładzie. I jeśli wspominałem wam o Callao w posiadłości Paddy O'Moore'a, to wiedziałem o niem z waszego własnego opowiadania.
— Mów dalej, Ayrtonie — rzekł Glenarvan.
— Zostałem więc sam jeden, opuszczony, na wybrzeżu prawie zupełnie pustem, lecz o dwadzieścia mil tylko od zakładów poprawczych w Perth, stolicy Australji Zachodniej. Błąkając się po wybrzeżach, spotkałem bandę zbiegłych zbrodniarzy. Przyłączyłem się do niej. Zwolnij mnie, milordzie, od opowiadania mego życia w ciągu półtrzecia roku. Dosyć będzie, gdy powiem, że stałem się dowódcą zbiegów, pod imieniem Ben-Joyce'a. W miesiącu wrześniu 1864 roku przybyłem do osady irlandzkiej, gdzie pozostałem, pełniąc obowiązki służącego i nosząc własne moje imię Ayrtona. Tam wyczekiwałem na sposobność pochwycenia jakiego okrętu, bo to było głównym moim celem. W dwa miesiące później przybył Duncan. Od was to, milordzie, gdyście przybyli do naszej osady, dowiedziałem się o wypoczynku Britanji w Callao i ostatnich o tym okręcie wieściach z miesiąca czerwca 1862 r., więc w dwa miesiące po opuszczeniu go przeze mnie, równie jak o całej sprawie dokumentu, o rozbiciu się okrętu na jednym z punktów trzydziestego siódmego równoleżnika, nakoniec o ważnych powodach, które was skłoniły do szukania Henryka Granta na stałym lądzie Australji. Nie wahałem się ani na chwilę; postanowiłem opanować Duncana, bo to pyszny statek, któryby się wymknął najlepszym okrętom marynarki angielskiej. Ale ponieważ był bardzo uszkodzony, pozwoliłem wam zatem odesłać go do Melbourne, a sam przystałem do was jako przewodnik, mający was doprowadzić do fikcyjnie oznaczonego przeze mnie na wschodnim brzegu Australji miejsca rozbicia się Britanji. Kierowałem więc waszą wyprawą przez prowincję Wiktorja, mając jużto przed sobą, jużtopoza sobą bandę złoczyńców. Moi ludzie popełnili, otwierając most w Camden, niepotrzebną zbrodnię, ponieważ Duncan, już znajdując się przy brzegu, nie mógł mi się wymknąć, a będąc panem tego jachtu, byłem panem
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/447
Wygląd
Ta strona została przepisana.