dzy dwoma stronami. Oto powód, dla którego żądałem obecności panów Paganela i Mac Nabbsa. Bo, właściwie mówiąc, mam panu zaproponować pewien interes.
Glenarvan, znając dziwactwa Ayrtona, nie zmienił wyrazu twarzy, chociaż interes pomiędzy nim a tym człowiekiem wydał mu się rzeczą dość szczególną.
— Jakiż to interes? — spytał.
— Zaraz go wyłożę — odpowiedział Ayrton. — Ty, milordzie, chcesz się dowiedzieć ode mnie szczegółów, które ci mogą być pożyteczne. Ja wzamian chciałbym uzyskać coś dla mnie bardzo cennego. Jedno za drugie, nic darmo. Czy zgadzasz się, milordzie, na podobny układ?
— A jakież są te szczegóły, o których wspominasz? — zapytał żywo Paganel.
— Nie — rzekł Glenarvan — powiedz nam raczej, Ayrtonie, jakich korzyści żądasz dla siebie?
Ayrton schyleniem głowy dał poznać, że pojmuje różnicę między pytaniami Paganela i Glenarvana.
— Ty, milordzie — rzekł — masz zawsze jeszcze zamiar oddania mnie w ręce władz angielskich?
— Tak jest, Ayrtonie, bo tego wymaga sprawiedliwość.
— Zaprzeczyć temu nie mogę — rzekł spokojnie kwatermistrz. — A więc nie zgodzisz się na uwolnienie mnie?
Glenarvan zawahał się w odpowiedzi na to stanowcze pytanie, od niej bowiem zależał teraz może los Henryka Granta! jednakże poczucie obowiązku i sprawiedliwości przeważyło.
— Nie, Ayrtonie — odrzekł — nie mogę cię uwolnić!
— Ja też o to nie proszę — rzekł dumnie kwatermistrz.
— A więc czego żądasz?
— Czegoś pośredniego między szubienicą, która mnie czeka, i wolnością, której nie mogę uzyskać.
— A to jakim sposobem?
— Pozostawcie mnie na jednej z wysp bezludnych oceanu Spokojnego, z przedmiotami niezbędnemi do utrzymania życia. Będę sobie sam radził, będę żałował za moje winy, jeżeli mi na to czas pozwoli.
Glenarvan, nieprzygotowany na podobną propozycję, spojrzał na swych milczących towarzyszów i po chwili namysłu rzekł:
— Ayrtonie, jeżeli zgodzę się na twoje żądanie, czy w takim razie powiadomisz mnie o tem, co potrzebuję wiedzieć?
— Nieinaczej, milordzie, to jest o tyle, o ile sam wiem o kapitanie Grancie i Britannji.
— Wszystko, co wiesz?
— Zupełnie wszystko.
— Ale któż zaręczy, że tak będzie istotnie?
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/445
Wygląd
Ta strona została przepisana.