Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXXVI.

WIMERRA RIVER.


Nazajutrz, 24-go grudnia, ruszono z noclegu o świcie. Upał już był mocny, lecz znośny, droga równa i nieuciążliwa dla koni. Mały oddział zapuścił się w dość rzadki lasek a wieczorem, po szczęśliwie odbytej tego dnia podróży, zatrzymał się nad brzegiem jeziora Białego, mającego wodę słonawą, niezdatną do picia. Tu Jakób Paganel musiał przyznać, że to jezioro wcale nie było białe, jak morze Czerwone nie jest czerwonem, morze Czarne czarnem, rzeka Żółta żółtą, a góry Niebieskie nie są niebieskiemi. Sprzeczał się jednak gorąco, powodowany miłością własną, jako geograf, lecz dowody jego nikogo nie przekonały.
Pan Olbinett ze zwykłą sobie punktualnością przyrządził wieczerzę, po której podróżni, jedni na wozie, drudzy pod namiotem, nie zważając na żałosne wycie „dingów”, tych szakalów Australji, ,wkrótce zasnęli.
Śliczna równina, ubarwiona złocieniem, rozciągała się po drugiej stronie jeziora Białego. Glenarvan i jego towarzysze, obudziwszy się nazajutrz, zachwycali się wspaniałym widokiem, rozpościerającym się przed ich oczami. Ruszyli wreszcie w dalszą drogę. Zaledwie kilka odległych wyniosłości wykazywało nierówność gruntu. Aż do krańców widnokręgu widać było tylko łąki i kwiaty w wiosennym blasku. Niebieski kolor lnu o drobnych liściach mieszał się ze szkarłatem akantusa, pospolitego w tej okolicy. Niezliczone odmiany eremophylów urozmaicały to morze zieloności, a ziemia, nasycona solą, nikła pod modremi i różowemi lebiodami.
Rośliny te bardzo są pożyteczne dla przemysłu, bo po spaleniu i wypłókaniu popiołu, dają wyborną sodę. Paganel, który zmieniał się w botanika, gdy zobaczył kwiaty, wymieniał nazwy tych rozmaitych roślin — a uniesiony manją podciągania wszystkiego pod liczby, nieomieszkał powiedzieć, że flora australijska liczy dotąd cztery tysiące dwieście gatunków roślin, podzielonych na sto dwadzieścia rodzin.
Przebywszy szybko około dziesięciu mil, podróżni wjechali między wysokie gaiki akacyj, mimoz i drzew gumowych, a wszystko kwitło niezmiernie rozmaicie. Królestwo roślinne w tej krainie, sprongplains” [1] nie było niewdzięczne dla słońca, bo wonią i kwiatami odpłacało mu hojnie za jego promienie.

Okazy królestwa zwierzęcego były daleko skąpsze; kilka kazuarów skakało po łące, lecz niepodobna było do nich się zbliżyć. Jednakże majorowi udało się zabić dość rzadkiego ptaka z gatunku, który, jak się zdaje, wkrótce zaginie. Był to „jabiru”, którego kolo-

  1. Równiny skrapiane licznemi źródłami.