Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lilije morskie, gwiazdy morskie, prześliczne pentakryny, głowy meduz, których prosta łodyga unosiła maleńki kielich; stożki, i wreszcie fisurelle — duży gatunek nadbrzeżnych mięczaków.
Dwudziestego kwietnia podnieśliśmy się do średniej wysokości tysiąca pięciuset metrów. Najbliższą wówczas ziemią były wyspy Lukajskie, posiane na powierzchni wód jak gromada brukowców. Tam sterczały wysokie podmorskie ławice, prostopadłe ściany utworzone z wygładzonych brył, rozstawionych na obszernych podwalinach; a pośród nich czerniały głębokie szczeliny, których nasze promienie elektryczne nie mogły do samego dna rozświecić.
Skały te pokryte były dużemi trawami; ogromne blaszecznice, olbrzymie fukusy, tworzyły prawdziwy szpaler wodorośli, godzien świata Tytanów.
Rozmawiając z Conseilem i Nedem o tych olbrzymich roślinach, przeszliśmy naturalnym porządkiem do olbrzymich zwierząt morskich. Pierwsze, widocznie są przeznaczone na pokarm dla drugich. Dotąd jednakże przez szyby Nautilusa stojącego prawie nieruchomie, dostrzegłem tylko wśród owych długich porostów główniejsze stawowe, z oddziału krótkoogonowych; długonogie lambry, fijoletowe kraby, i właściwe Antylskim morzom skrzydłopławki.
Było koło jedenastej, kiedy Ned-Land zawrócił moją uwagę na jakiś niezmierny ruch, odbywający się w gęstwinie wielkich wodorostów.
— A więc — rzekłem — sąto prawdziwe jaskinie mątw, i nie zdziwiłbym się ujrzawszy kilka tych potworów.