Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie kanał i zapuszczał się w niego. Niekiedy porwany sam swym zamachem, wślizgiwał się na lód, druzgotał go swym ciężarem; albo jeśli się zakopał w lodowiska, kruszył je samem kołysaniem się od przodu do tyłu i szeroko je rozszczerbiał.
Niekiedy padał gwałtowny gad, a mgły bywały tak gęste, że z jednego końca platformy nie było widać drugiego jej końca. Wiatr przerzucał się nagle z jednego kierunku w drugi. Śnieg spadający marzł w tak twarde warstwy, że trzeba je było rozbijać ostremi drągami. Gdy temperatura zewnętrzna dochodziła 5° niżej zera, zaraz Nautilus obmarzał w około. Statek zwyczajny na nicby się tu nie przydał, bo zamarzłyby wszystkie bloki, liny i przyrządy zewnętrzne. Tylko statek bez żagli i poruszany przyrządem elektrycznym, niepotrzebujący zatem palenia pod kotłem, mógł sobie tutaj poradzić.
Barometr stał ciągle bardzo nizko; spadł nawet do 70° 5’. Co do bussoli, ta już nic pewnego nie okazywała; igła jej ciągle sprzeczne przybierała kierunki w tej blizkości bieguna magnetycznego południowego, który bynajmniej nie pada na punkt południowy ziemi. Bo podług Haustena, punkt magnetyczny pada prawie na przecięciu się 70° szerokości ze 130 długości; podług zaś obserwacyi Duperrez’a pada na przedęciu się 70° 30’ szerokości, a 135° długości. Żeby dojść prawdy, należałoby liczne robić spostrzeżenia na busolach poumieszczanych w różnych miejscach statku i wziąść przeciętną wypadków obserwacyi. Tymczasem opierano się na przybliżenem oszacowaniu drogi przebiegniętej; ale ta metoda nie może być dokładna przy kręceniu się ciągłem po łamiących się ciągle zaułkach