Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewne nie dowiedziałbym się od kapitana Nemo, który nie miał żadnych stosunków z lądem.
Nic też nie wspomniałem o tym wypadku, gdy wieczorem siedziałem z nim sam w salonie. Zresztą wydawał mi się niezwykle małomówny i zafrasowany. Później, sprzecznie ze swojemi zwyczajami, kazał otworzyć obie ściany salonu i bacznie przypatrywał się wodzie! W jakim celu? Nie mogłem odgadnąć, i ze swej strony korzystając ze sposobności, studyowałem ryby, które przesuwały się przed mojemi oczyma.
Między innemi zauważyłem pewien gatunek kiełbiów, cytowany przez Arystotelesa i pospolicie znany pod nazwą „ślizów morskich” który szczególniej spotyka się w słonych wodach przy delcie Nilu. Obok nich hasały ryby wydające światło fosforyczne — gatunek leszczaków, które Egipcyanie zaliczali do zwierząt świętych i obrzędami religijnemi czcili ich ukazanie się w Nilu, jako zapowiedź żyznego wylewu rzeki. Zanotowałem również ryby ustowate (cheiliny) trzy decymetry długie, kościste z przezroczystemi łuskami, których sinawa barwa mięsza się z czerwonemi centkami. Ryby te żywią się głównie roślinami morskiemi, i to daje smak przedziwny; dla tego cheliny były bardzo poszukiwane przez smakoszów starożytnego Rzymu, a ich wnętrzności zaprawione mleczem muren, mózgiem pawiów, i języczkami czerwonaków, stanowiły boską potrawę, która zachwycała Witelijusza.
Inny mieszkaniec tych mórz zwrócił moją uwagę, i uprzytomnił wspomnienia starożytnych czasów. Byłto zwróczak (remora), który wędruje uczepiony do brzucha rekinów. Według twierdzenia starożytnych, ta rybka uczepiwszy się spodu okrętu, mogła bieg jego