Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pian zasługuje istotnie na opis wielkiego szkockiego pisarza. Jak słusznie zauważył James Starr, istnieją wyższe góry, których szczyty pokrywają śniegi wieczyste, ale nigdzie może, w żadnym zakącie świata, nie są tak poetycznemi.
Statek „Sinclair” przybijał tymczasem do wioski Tarbet na przeciwnej stronie jeziora, gdzie wysadził podróżnych, udających się do Inverary. W tem miejscu Ben Lomond jaśniał w całej okazałości. Boki jego poprzerzynane łożyskami strumieni, lśniły się na słońcu jakby z żywego srebra.
W miarę, gdy „Sinclair” płynął u stóp góry, kraj stawał się coraz bardziej jałowym. Zaledwie gdzie niegdzie porozrzucane drzewa, między niemi wierzby, których pręty służyły dawniej do wieszania ludzi niskiego pochodzenia.
Jezioro dalej zwężało się, wydłużając ku północy. Góry równoległe ściskały je coraz bardziej. Statek parowy przepłynął jeszcze koło kilku wysepek, Inveruglos, Eilad-Whou, gdzie widniały szczątki twierdzy, należącej do Mac-Farlanów. Wreszcie, oba brzegi się zwarły i „Sinclaire” zatrzymał się przy stacji Inverslaid.
Ztąd, po ukończonem śniadaniu, trzeba było się udać do jeziora Katrine. Kilka powozów z her-