Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozpocznie się na nowo wraz z uderzeniem oskardów, młotów, wybuchów miny podłożonej, turkotem wagonów, rżeniem koni, zgrzytem wind, łoskotem maszyn! Zobaczę więc jeszcze to wszystko, zobaczę! Mam nadzieję, panie James, że pomimo mych lat przyjmie mnie pan za nadsztygara!
— Spodziewam się mój dobry Szymonie, czyż możecie na chwilę wątpić o tem! Pozostaliście młodszym odemnie, mój stary towarzyszu!
— Niechaj święty Mungo sił nam tylko doda! Pan będzie znowu naszym „viewerem”. Bodaj długie lata trwała nowa eksploatacja i obym mógł umrzeć, nie oglądając jej końca!
Radość starego górnika nie miała granic. James Starr podzielił ją w zupełności ale pozwalał Szymonowi cieszyć się za nich obu.
Henryk pozostał milczącym. W umyśle jego krążyły jedne za drugiemi dziwne okoliczności niezrozumiałe, w pośród których odbyło się odkrycie nowego pokładu. To go niepokoiło o przyszłość.
W godzinę potem James Starr i dwaj jego towarzysze powracali na folwark.
Inżynier zjadł kolację z wielkim apetytem, potwierdzając skinieniem głowy wszystkie plany, jakie przed nim stary nadsztygar roztaczał