Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dwaj Burbankowie, p. Stannard z córką i Mars, zajmowali miejsca, przeznaczone dla świadków. Wtedy już było widać, że po stronie obrony nie ma wcale świadków. Zdawało się, że hiszpanowi nie zależy na usprawiedliwieniu się przed sądem. — Czy nie dbał o przychylne mu zeznania, czy też nie mógł ich uzyskać? — wkrótce miano się przekonać. W każdym razie wynik sprawy zdawał się niewątpliwy.
Jednakże, jakieś nieokreślone przeczucie opanowało Jamesa Burbanka. Alboż on w tem samem mieście św. Augustyna nie wnosił skargi na Texara? czyż hiszpan nie zdołał uniknąć wymiaru sprawiedliwości, powołaniem się na niezaprzeczalne alibi? Zestawienie tych dwóch faktów musiało się nasunąć całemu audytorjum, gdyż owa pierwsza sprawa wydarzyła się na kilka tylko tygodni przedtem.
Texara przyprowadzili ajenci policyjni na samym początku posiedzenia rady: usiadł on spokojnie na ław ce oskarżonych. Widocznie, żadna okoliczność nie zdołałaby go pozbawić wrodzonej czelności. Za nim pułkownik Gardner rozpoczął badanie, miał on wzgardliwy uśmiech dla swoich sędziów i spojrzenie, zdradzające pewność siebie, dla przyjaciół, których poznał w sali, a nienawistne, gdy je zwrócił ku Jamesowi Burbankowi.
Na widok człowieka, który już im wyrządził tyle złego i mógł jeszcze wyrządzić tak wiele, Burbankowie i Mars hamowali się z trudnością.