Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 45 —

U dołu pnie miały objętość od trzech do czterech stóp, przy rozgałęzieniu zaś — od dwuch do trzech stóp objętości. Czy grubość tych pni stanowić będzie dostateczny opór dla słoni? Pnie były gładkie, aż do miejsca, gdzie rozchodziły się gałęzie, mniej więcej na wysokości trzydziestu stóp po nad ziemią. Nie było więc rzeczą tak łatwą dostać się na te gałęzie, ale Kamis miał rzemienie mocne i giętkie ze skóry nosorożca. Używał on ich do zaprzęgania wołów.
Za pomocą tych rzemieni Urdaks i Kamis dostali się na drzewo, a za niemi Maks Huber, Jan Cort i Langa.
Słonie były już teraz zaledwie o trzysta metrów. Za trzy minuty dopadną do wzgórza.
— Drogi przyjacielu, czy jesteś zadowolony? — zapytał Jan Cort swego towarzysza.
— Nie wiem, nic nie wiem, Janie!
— Będzie to rzecz nadzwyczajna, jeżeli wyjdziemy zdrowo i cało z dzisiejszej przygody.
— Masz słuszność, Janie! Lepiej byłoby dla nas, abyśmy nie byli narażeni na napaść słoni, które zwykle szorstko obchodzą się z ludźmi.
— To nie do uwierzenia, mój kochany Maksie, jak my się zgadzamy w zdaniach.
Odpowiedzi Maksa Jan już nie dosłyszał, w tej chwili bowiem rozległy się ryki pełne przeczenia i bólu, które mogły dreszczem przejąć ludzi najodważniejszych.
Rozchylając nieco liście, Urdaks i Kamis spo-