Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 39 —

Polowanie na te olbrzymie zwierzęta połączone bywa z wielkim niebezpieczeństwem. Jeżeli się uda zaskoczyć takie zwierzę pojedyńczo, odłączone od bandy, do której należy, jeżeli strzał jest pewny i dosięgnie go pomiędzy okiem a uchem, niebezpieczeństwo bywa zażegnane; ale jeżeli stado składa się choćby z sześciu sztuk tylko, należy przedsięwziąć jaknajwiększe ostrożności. Wobec pięciu lub sześciu par rozgniewanych słoni wszelki opór bywa niemożliwy.
A jeżeli setki tych potężnych, gruboskórych zwierząt rzucą się na obóz, a tak liczne stado nie bywa rzadkością, wtedy nic nie zdoła powstrzymać ich biegu, tak, jak nic nie zdoła powstrzymać spadku śnieżnej lawiny, lub oberwania się skały, strącającej okręty w wodne otchłanie.
Ale pomimo tego, że słonie są dziś jeszcze liczne w tej części świata, znikną one jednak wkrótce. Ponieważ każdy słoń dostarcza za sto franków kości słoniowej, europejczycy polują na nie zawzięcie. Podług obrachunku pana Fou rocznie zabijają około czterdziestu tysięcy słoni na lądzie afrykańskim, co dostarcza siedemset pięćdziesiąt tysięcy kilogramów kości słoniowej, wysyłanej przeważnie do Anglji. Jeśli tak dalej pójdzie, wyginą one zupełnie. Czyżby nie lepiej było przyswajać te zwierzęta do posług domowych? Toć jeden słoń zdolny jest udźwignąć trzydziestu dwuch ludzi i odbywać bez znużenia dalekie podróże? Oprócz tego słoń oswojony