Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 120 —

sobie wędkę ze sznurka, znalezionego w chacie doktora. Jako haczyka, użył kolców akacji na które założył kawałki mięsa.
— Czy tylko ryby dadzą się złapać na wędkę? — rzekł i usadowił się na brzegu promu, a Langa, ukląkszy obok niego, śledził pilnie, czy ryba się złapie.
Wkrótce złapał się na wędkę duży szczupak. Maks z trudem wciągnął go na prom, gdyż ryba ważyła od ośm do dziewięciu funtów.
— Będzie z niej królewska uczta! — zawołał Maks.
Ma się rozumieć, że nie czekali na tę ucztę do dnia następnego, lecz zaraz na drugie śniadanie spożyli rybę wraz z kawałkiem pieczonej antylopy. Na obiad postanowili przyrządzić sobie zupę z antylopy, a ponieważ to zajęłoby kilka godzin czasu, Kamis rozpalił ogień na ubitej ziemi na promie i postawił na nim kociołek z mięsem, poczym żegluga odbywała się w dalszym ciągu aż do wieczora.
Popołudniu Maks nie złowił żadnej ryby. Około godziny szóstej wieczorem Kamis zatrzymał się przy skalistym brzegu, ocienionym gałęźmi gumowego drzewa. I dobre wybrał miejsce na odpoczynek, gdyż pomiędzy kamieniami znajdowało się mnóstwo muszli i ostryg, które stanowiły smaczny dodatek do wieczerzy.
— Gdyby było trochę soli i chleba, wieczerza byłaby doskonałą — westchnął Cort.
Noc zapowiadała się ciemna, Kamis więc nie