Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kto zechce. Czy nie to chciałeś mi pan powiedzieć? Ja już o tem myślałem.
— Tak, zgadłeś pan. Trzeba przekonać tych ludzi, że los ich na tej wyspie bynajmniej nie jest tak zły, jak sobie przedstawiają. Kto wie, czy nie lepszy, niż tam, gdzie zamierzali się osiedlić, w skwarnej i dzikiej krainie afrykańskiej, zamieszkałej przez dzikie plemiona murzynów, z któremi wiecznie musieliby walczyć. Natomiast tutaj, gdy zaczną umiejętnie pracować, mogą znaleźć wszystko, co człowiekowi do życia jest potrzebne.
Myśl to była nader trafna i natychmiast Kaw-dier przedstawił ją rozbitkom. Przyjęto ją z zadowoleniem i wkrótce kilkuset osadników zaczęło zabiegać około wybrania sobie we wskazanej przez Kaw-diera okolicy, co najlepszej pod uprawę ziemi.
Około czerwca i lipca zima w tych stronach trwa jeszcze w całej pełni. Prawie bez przerwy termometr wskazywał od pięciu do dwunastu stopni zimna.
Część jednak rozbitków nie zważała na to, i obiecując sobie we wskazanej przez Kaw-diera i Rodesa stronie życie wygodniejsze, aniżeli tu, gdzie ich tak dużo było, zabrała się zaraz do przeniesienia wszystkiego, co mogli wziąć z sobą. Z materjałów zabranych z «Jonatana» i z pniów drzew ociosanych wytworzono rodzaj wozów i platform, na które nała-