Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle dały się słyszeć na szczycie jednej z urwistych skał tony skrzypiec. Któż mógł tutaj grać skoczną jakąś melodję?
— To Fryc Gross... to ten pijak... rzekł p. Hartlepool. — Upił się, wszedł na niedostępną skałę i gra sobie. Zdaje mu się, że jest w Berlinie, w jednej z restauracji, w której był niegdyś grajkiem.
— Więc ten człowiek pije?
— Tak.. pije, niestety bardzo, i jego towarzysz Hans Kennedy.
— Szkoda, wielka szkoda! — mówił Kaw-dier. — Ale skąd wziął wódki?
— Zapewne dostał się do beczek z okowitą, arakiem i piwem, których spory zapas wieźliśmy na «Jonatanie.»
— To źle — szepnął Kaw-dier — alkohol powinien być zamknięty.
Gdy zbliżyli się do skały, na którą wdrapał się Frycek muzykus — ujrzeli tłum zwarty wychodźców, z radością przysłuchujących się grze jego.
Larwo było poznać, że niektórzy z tych ludzi również byli pijani.
Nagle w jednym z poblizkich namiotów rozległ się krzyk i wołanie o ratunek.
Kawdier w jednej chwili poskoczył w tę stronę.
Był to namiot Włocha Lazaro, w którym on mieszkał wraz z żoną i córką.