Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na trzeci dzień, to jest wtedy, kiedy już znaczna część bagażów znajdowała się na lądzie, niebo pokryto się ciemnemi chmurami.
— Nowa burza się zbliża — rzekł pan Hartlepool.
— A z nią deszcz, który przeszkodzi nam w pracy przy zakładaniu naszej kolonji.
— Chwała Bogu — mówił dalej p. Hartlepool — że choć część namiotów i domków, dzięki pańskiej energji, mamy ustawionych. Choć z trudem i bez wygód, ale nasi towarzysze mogą w nich znaleźć schronienie. Na lądzie afrykańskim nie czekałoby ich nic lepszego. Gdyby nie pańska energja, nie byłoby tego... Mielibyśmy tylko sprzeczki dwóch przywódców i ich zwolenników: Lewis dowodziłby, że świat jest czarny, a Beauval, że biały. Nikt nie wziąłby się do pracy, i wszyscy na «Jonatanie» rozpaczaliby teraz, gdy burza i ulewa grozić nam znowu zaczyna.
Kaw-dier podniósł wzrok na zachmurzony widnokrąg, poczem rzekł:
— Nietylko zbliża się wielka burza, ale zdaje się, że ulewa potrwa kilka dni.
Słowa jego niebawem sprawdziły się.
Przez trzy doby szalał w okolicy wyspy Hoste i archipelagu istny huragan. Rzęsisty deszcz padał bez przerwy dni kilka. Jednej nocy usłyszano wśród ryku wzburzonych bałwanów morskich jakiś trzask przeciągły.