Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas przeżył tyle walk, tyle cierpień i bólów po to tylko, aby teraz przyszło to najstraszniejsze z nieszczęść ziemi — niewola. Wiedział, że nie było co marzyć o oporze, że mieszkańcy wyspy pogodzą się łatwo z utratą samodzielności, którą im z takim trudem wywalczył, dla niego jednak był to cios, który go dobił ostatecznie. Z chwilą kiedy Chili utwierdzi na wyspie swoje panowanie, osoba jego tutaj stanie się nietylko bezużyteczną, ale nawet szkodliwą, gdyż on nie przestanie dążyć do tych ukochanych ideałów, którym całe poświęcił życie, — do wolności i swobody.
Wszystkie te myśli, niby tuman olbrzymi kłębiły się w mózgu Kaw-diera, aż wreszcie wyłoniło się z nich postanowienie trwałe i niezłomne i jedynie możliwe dla jego nieugiętej duszy.
— Powiedz mi pan — zwrócił się wreszcie do oficera, który niecierpliwił się widocznie, — czy grożąc mi przed chwilą użyciem siły, zdałeś pan sobie sprawę z naszej siły?
— Jakto — zapytał oficer — co pan przez to rozumiesz?
— Spójrz pan, jeżeli łaska.
Oficer zbliżył się do okna i zobaczył pięciuset żołnierzy kolonistów stojących w szeregach z bronią u nogi pod dowództwem swych oficerów.