Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się i będę w stanie dać panu ostateczną odpowiedź.
— Będę czekał na tę odpowiedź, jak długo pan każe, panie prezydencie — rzekł oficer uprzejmie, i złożywszy ukłon wojskowy, zbliżył się ku drzwiom, które jednak stawiły mu niespodziewany opór.
— Co to ma znaczyć? Czyżbym został pańskim więźniem tutaj? — zawołał Chilijczyk podnieconym głosem.
— Na chwilę, tak! — odrzekł spokojnie Kaw-dier.
— Zapominasz pan, że dość mi będzie krzyknąć przez okno, aby moi żołnierze wydobyli mnie z tej pułapki.
— Tylko, że pan tego nie uczynisz.
— A któż mi zabroni?
— Ja.
We wzroku Kaw-diera była taka moc i potęga, że oficer spuścił oczy i rzekł napoły niechętnie:
— Dobrze, poczekam zatem na pańską decyzję.
Z temi słowy zasiadł wygodnie w fotelu i począł oglądać rozwieszone na ścianach mapy i obrazy.
Kaw-dier zapadł w głębokie milczenie, a przed oczyma jego duszy poczęły się przesuwać obrazy tych lat trzynastu od chwili wyratowania rozbitków z «Jonatana». Przez ten