Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doniosłość tego odkrycia i postanowił zatrzymać je w tajemnicy, dopóki przynajmniej nie rozmówi się z Kaw-dierem. Niestety jednak, nie był sam; towarzysze wyprawy, zaciekawieni jego mimowolnym wykrzyknikiem, poczęli również zbierać oderwane kamienie, z których każdy, jak się okazało, zawierał złoto. W takich warunkach o dochowaniu tajemnicy nie mogło być mowy i tegoż samego dnia cała wyspa wiedziała, że na jej terytorjum znajduje się złoto.
Zasępiło się czoło Kaw-diera. On jeden rozumiał niebezpieczeństwo tego odkrycia i na pierwszem posiedzeniu Rady nie omieszkał wypowiedzieć szczerze swoich obaw.
— A więc — rzekł poważnie, — w chwili, kiedy jesteśmy prawie u celu naszej pracy, naszych wysiłków, naszych poświęceń, przypadek ślepy i przeklęty zarazem sprowadza na nas niedolę, klęski, a może i ruinę wszystkiego...
— Och, och! zdaje mi się, że przesadzasz cokolwiek, drogi przyjacielu — przerwał Harry Rodes, który zawsze chętniej przewidywał dobre niż złe.
— Nie — odrzekł z mocą Kaw-dier. — Sami wiecie, że znalezienie złota doprowadzało zawsze daną miejscowość do ruiny.
— Nie bierzmy rzeczy tak tragicznie — wtrącił Hartlepool, — złoto jest takim samym przedmiotem handlu, jak wiele innych artykułów.