Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Poczekaj, kochanie — mówił — bądź cierpliwy. Wydobędziemy twego przyjaciela, zaraz zabierzemy się do tego. Panowie, do roboty!
Wzięto się gorliwie do usuwania odłamów i grubszych bloków. Wspólnemi siłami kruszono je i odwalano na bok. Piotruś patrzał na to niecierpliwie. Pokazało się, że to nie było jego urojenie, bo niezadługo z pod gruzów ujrzano jakąś nogę; ale nie była to stopa dziecka, zatem nie mogła być nogą Pawełka, przeciwnie, musiała należeć do człowieka dorosłego, a nawet wielkiego.
Śpieszono się z odkopywaniem i wkrótce zobaczono drugą nogę, a potem całego człowieka, leżącego na piersiach. Gdy go chciano stamtąd wyciągnąć, coś się opierało. Widoczne było, że jedną rękę wyciągniętą coś przytrzymywało. Odsunięto znów kamienie i pokazało się, że ręka trzyma palcami stopę dziecka w kostce. Uwolniono rękę i odwrócono człowieka do światła. Poznano w nim Freda Moore. Głowa zmiażdżona, piersi zgniecione, nie żył.
Wzięto się jeszcze gorliwiej do pracy. Ta noga, którą trzymał w swej ręce, musiała być więc nogą Pawełka. Istotnie przy wspólnych a śpiesznych wysiłkach, odwalono wielki kamień przyciskający i pokazały się golenie chłopca.
Czy Kaw-dier dotrzymał obietnicy danej Piotrusiowi, że uratuje jego przyjaciela? Sądząc