Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po tem, w jakim stanie zobaczono nieszczęśliwego chłopca, było to wątpliwem. Nogi zmiażdżone i połamane na drobne kostki, wyglądały jak nieforemne strzępy, można więc było spodziewać się, jak wygląda reszta ciała.
Jakkolwiek odkopujący naglili się wzajemnie o pośpiech, trzeba było jednak zatrzymać się i zastanowić, jak odwalić ogromne bryły, które swym ciężarem gniotły kolana biednego Pawełka; należało usuwać je bardzo ostrożnie, bo podtrzymywały jednocześnie całe sklepienie, które mogło się zawalić i wszystkich pogrzebać. Wreszcie po ogromnej pracy usunięto powoli wielki blok i ratujący wydali jednocześnie jeden okrzyk ździwienia. Poza tym blokiem pokazało się miejsce próżne, w którem Pawełek leżał jak w grobie. Bloki tak się spiętrzyły nad nim, że górna połowa ciała dzieciaka była nietknięta, i gdyby nie nieszczęśliwe poszarpane nogi, chłopiec byłby wyszedł cało z tego wypadku.
Podniesiono go bardzo ostrożnie i przysunięto pod światło pochodni. Oczy miał zamknięte, wargi białe i zaciśnięte, na twarzy bladość trupia. Kaw-dier schylił się i przyłożył ucho do piersi chłopca.
Słuchał długą chwilę. Jeżeli oddech był to zaledwie można było go wyczuć.
— No, dzieciak oddycha — rzekł wreszcie.