Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Piotruś wszedł do drugiej groty i wszyscy posunęli się za nim. Przy wejściu pozostał tylko jeden zbrojny na straży. Potem zbliżyli się do szczeliny, aż do miejsca, gdzie skała się zapadła.
— Oto tam — rzekł Piotruś — pokazując wielką kupę odłamów skalnych.
Okropna boleść wyryła się na twarzy chłopca, a jego błędne spojrzenie wzbudzało litość w towarzyszących mu. Już nie płakał, lecz oczy błyszczały gorączkowo, a usta zaledwie wymawiały wyrazy.
— Tam? — zapytał Kaw-dier — ależ tam nie można iść dalej.
— Tam leży Pawełek — powtarzał chłopiec uporczywie, wskazując fatalne miejsce drżącą ręką.
— Co to ma znaczyć? Przecież nie przypuszczasz, aby Pawełek leżał pod tą kupą gruzów i kamieni.
— Ależ tak — wyjąkał Piotruś. Tu było przejście. Dzisiaj tu przyszliśmy... Dorick mnie złapał... Ja uciekłem... Pawełek biegł za mną... Fred Moor nas gonił... Pawełek... obalił skałę... i wszystko się zapało... a zrobił to... abym ja mógł uciec!... O panie, ratuj Pawełka!
Nie mógł mówić, z ust jego wychodziły bez ładu wyrazy.
Kaw-dier wzruszony uspokajał dziecko.